Słoń a sprawa Francji

Polacy przepraszali za zbrodnie popełnione na Żydach przez indywidualnych Polaków, nie za zbrodnie systemowe, jakich dopuścili się na Żydach Francuzi

Słoń a sprawa Francji

 

źródło: Nieznane

RYS. JANUSZ MAYK MAJEWSKI

Od 18 do 25 sierpnia Paryż obchodził 60. rocznicę zwycięskiego powstania przeciw Niemcom. Na 60. rocznicę warszawskiego powstania nie przyjechał z Paryża nikt, bo podobno cały rząd francuski poszedł na urlop. Natomiast dziennik „Le Figaro” uczcił warszawską rocznicę komentarzem pana Ryma Ayadata o walecznych Żydach w getcie, podrywających się do ponownej walki po klęsce w kwietniu 1943 roku.

Ponieważ zaś w sprostowaniu dzień później pomieszał on już historię do cna, a bzdury te nałożyły się na wcześniejsze połajanki spóźnionego Napoleonidy fukającego na Polaków, iżby siedzieli cicho i słuchali starszych, w polskiej opinii zaczęło szumieć, że masoni i cykliści spiskują w celu upokorzenia nieszczęsnej Polski. Po odwiedzeniu paryskich ulic i urzędów w ciągu ubiegłych tygodni donoszę jednak, iż nie było mowy o żadnym spisku. Będzie natomiast mowa o głębokiej ignorancji, o resztkach zranionej dumy imperialnej i o czymś bardzo wstydliwym w historii Francuzów.

Ponieważ zaś żywię szczery podziw dla ich wielkiej kultury i dla klarownej logiki francuszczyzny, przeto nie wódź mnie na pokuszenie, ojców moich Dobry Boże, iżbym miał pomieszać obiektywne fakty z subiektywnymi ludzkimi opiniami, od których sam nie jestem wolny.

 

Powstańcze fakty

Warszawska Wola już konała, pokryta dziesiątkami tysięcy ciał rozstrzelanych lub żywcem spalonych, bronił się jeszcze pałacyk Michla, gdy Paryż gotował się do swego powstania. Trzy wielkie centrale związkowe, w tym komunistyczna CGT, organizowały demonstracje. Francuscy policjanci, dotychczas zbrojne ramię kolaboracyjnego rządu Vichy, zaczynali się wahać – do Paryża zbliżała się już kolumna amerykańskich wojsk pancernych. Ulicami miasta przejeżdżały od czasu do czasu w demonstracji siły pojedyncze czołgi niemieckie. 20-tysięczny garnizon miał w swym wyposażeniu ponad 60 czołgów, w tym 20 potężnych tygrysów i panter.

9 sierpnia przybywa wierny generał Hitlera, wcześniejszy zdobywca Sewastopola, Dietrich von Choltitz z nominacją na komendanta Wielkiego Paryża. 18 sierpnia dowódca paryskiego okręgu ruchu oporu pułkownik Rol-Tanguy (odpowiednik naszego pułkownika „Montera”) każe rozlepić na ulicach krótką odezwę generała de Gaulle’a z Londynu – apel mobilizujący paryżan do powstania. Jednocześnie rozrzucane są ulotki przepraszające mieszkańców miasta za pewne zakłócenia w ich życiu codziennym („géner les habitudes de la population”), spowodowane działalnością powstańców. To nie kpiny, w gablocie muzeum czytałem tę ulotkę, jak również inną, wzywającą do podpiłowywania pni drzew na głównych ulicach wielkiego miasta w nadziei na powstrzymanie czołgów przeciwnika.

Między 19 a 21 rozpoczynają się działania powstańcze. Paryscy junacy nie mają broni, jednak ciosami pięści („avec coups de mains”) torują sobie drogę do arsenałów i wychodzą z nich już uzbrojeni (czytaj, jak się walczy, Powstańcze Warszawski!). Paryż pokrywa się siecią barykad, niektóre z nich przyozdobione portretami Hitlera, Himmlera, Göringa, w nadziei (to są słowa z ówczesnych źródeł paryskich), iż zdezorientowani Niemcy nie będą strzelać do swych przywódców. A Niemcy rzadko strzelają, choć w pierwszym starciu tracą, według komunikatu Ruchu Oporu, dwóch zabitych, dwóch rannych i trzech jeńców. W tejże utarczce pada trzech rannych Francuzów, a następnego dnia jeden pomyłkowo zastrzelony gazeciarz. 19 sierpnia von Choltitz otrzymuje rozkaz Hitlera, aby bronić Paryża do ostatniej kropli krwi, a po stłumieniu powstania wysadzić mosty na Sekwanie i zrównać miasto z ziemią. W Warszawie kona już Starówka, gdy 24 i 25 sierpnia w Paryżu wybucha prawdziwa strzelanina i padają trupy, na przedmieściach zaś stają dywizje amerykańskie i szybko podciągnięta na front jedyna dywizja pancerna Wolnych Francuzów, dowodzona przez generała o nieposzlakowanej opinii i skomplikowanym nazwisku: Jean-Philippe de Hauteclocque Leclerc. Wolnym Francuzom pozwolono zdobyć Paryż.

Generał von Choltitz decyduje wówczas, iż własne życie warte jest więcej niż obrona Paryża. Wraz z całym swym sztabem daje się aresztować oddziałowi powstańców i doprowadzić na dworzec kolejowy Montparnasse, gdzie ma już swą kwaterę generał Leclerc. Po południu 25 sierpnia podpisuje jeden akt kapitulacji i aż dwadzieścia rozkazów zaprzestania ognia dla każdej ze swych dwudziestu jednostek, w tym oddziałów SS. Następnego dnia Hitler degraduje generała i skazuje go zaocznie na karę śmierci. Powstanie kończy się sukcesem, generał de Gaulle przybywa na plac Gwiazdy (dziś noszący jego imię) i spod Łuku Triumfalnego prowadzi pochód zwycięstwa. Paryżanie, a zwłaszcza paryżanki, płaczą ze szczęścia. Zachowały się zdjęcia.

Ale ile było ofiar?

 

Opinie

– No, tego to ci nikt nie powie, bo chciałbyś poznać jedną z najściślej strzeżonych tajemnic państwowych – mówi pół żartem, pół serio młoda Polka, dobrze osadzona w realiach francuskich. – Przecież to powstanie było wspaniałą inscenizacją.

Chodziło jakoby o to, aby z jak największym efektem i najmniejszymi stratami – zginęło kilkadziesiąt do kilkuset osób – osiągnąć sukces, który podbudowałby morale Francuzów, nadwątlone po haniebnie przegranej wojnie 1940 roku, gdy to Francuzi oddali Niemcom do niewoli w ciągu pięciu tygodni jeden milion sześćset tysięcy jeńców, oraz po kpinach z ich waleczności. Jeden z generałów niemieckich szydził, iż Francuzi są niezwykle trudnym przeciwnikiem: tak prędko uciekają, iż czołgami nie można ich dogonić.

Ja jednak nie wierzę w sugestię, iż tylko prezydent republiki zna prawdziwą liczbę ofiar powstania paryskiego, rozpoczynam więc poszukiwania. Najpierw czytam kopie ulotek i komunikatów z dni powstania, którymi w połowie sierpnia oblepione było centrum Paryża. Potem idę dalej.

W Muzeum Jean Moulin, na zapleczu dworca Montparnasse, wyczytuję, iż był okrągły tysiąc ofiar, jednak w dalszym ciągu tekstu widzę kwalifikator „pendant la guerre”, czyli w ciągu wojny. A więc nie to. Zwracam się do mężczyzny dozorującego wystawę powstańczą. Ten strzela oczami na boki, starając się mnie zbyć, wreszcie siada ze zwieszoną głową: nie wolno mi objaśniać, mówi, ja jestem do pilnowania, niech pan idzie do dyrekcji. Na spotkanie w dyrekcji trzeba umówić się przez telefon, mam szczęście, trafiam na miłą rozmówczynię (nazwisko do wiadomości redakcji) w dziale poszukiwań i dokumentacji. Nie zna liczby (pracownik dokumentalista w muzeum powstania nie zna liczby ofiar tegoż powstania?), mówi, abym zadzwonił za godzinę. W godzinę później mówi mi: „il n’y a aucun chiffre éxacte” (nie ma dokładnej liczby), przyjmujemy, że było około 900 ofiar, ale może pan zgłosi się do Muzeum Ruchu Oporu, może oni coś wiedzą. Owo muzeum jest poza Paryżem, nie będę ścigał fantomów, tym bardziej że młoda Polka ściąga dla mnie fachowy artykuł, mówiący o około 500 bojownikach zabitych i około tysiącu rannych. Do końca jednak nie wiadomo, czy chodzi o samo tylko interesujące mnie powstanie, czy też o kompilację również późniejszych strat powstałych w wyniku bombardowań przedmieść wyzwolonego Paryża przez Luftwaffe w dniach następnych. Cierpienia każdej ze skrzywdzonych francuskich matek i żon były jednakie z cierpieniami Polek z tego okresu, lecz po co rozdymać liczby i fakty, żerując na ludzkim cierpieniu?

 

Fakty

Przez cały tydzień powstania wychodzą niezakłóconym rytmem dzienniki paryskie. Oto niektóre tytuły z pierwszych stron.”Libération”, 22.08.1944: „Paryż zrywa okowy”. „Combat”, 24.08: „Paryż dziś walczy po to, by Francja jutro mogła przemówić pełnym głosem”. „Libération”, 26.08: „Świat cały wita wyzwolenie Paryża”. „L’Humanité”, 27.08: „Kraj odzyskuje swe miejsce pośród wielkich mocarstw dzięki bohaterstwu ludu francuskiego”.

 

Opinie

I chyba o to właśnie chodziło przywódcom Wolnych Francuzów, dotychczas lekceważonym niemiłosiernie zarówno przez sprzymierzonych, jak i przez część własnego narodu. Przecież w lądowaniu w Normandii uczestniczyło zaledwie 72 Francuzów, bo generałowie Eisenhower i Montgomery podobno zapomnieli zawiadomić generała de Gaulle’a o terminie ściśle tajnej operacji. Myślę, że jest to okrutny żart, natomiast prawdą jest, iż pierwsza jednostka Wolnych Francuzów – dywizja pancerna Leclerca – wylądowała we Francji dopiero 1 sierpnia 1944 roku, czyli w ponad siedem tygodni po lądowaniu anglosaskich aliantów. Według wielojęzycznej publikacji Jeana Charlesa Volkmanna, professeur agrégé d’histoire, pt. „Spojrzenie chronologiczne na historię Francji”, właśnie tej dywizji, na usilne nalegania de Gaulle’a i za zgodą amerykańskich generałów Eisenhowera i Bradleya, pozwolono wkroczyć pierwszej do bardzo niechętnie bronionego przez Niemców Paryża.

Następnego dnia de Gaulle – wcześniej wyśmiewany w dziennikach paryskich jako piesek salonowy Anglosasów, obecnie jednak reprezentujący stronę zwycięską – prowadził paradę, a paryżanki – rozpłomienione miłością francuską – wskakiwały na czołgi i podawały usta. I tu zaczyna się kolejny problem. Przez cztery lata haniebnej współpracy rządu Vichy z hitlerowcami dowództwo Ruchu Oporu miało poważne kłopoty z koniunkturalnym prostytuowaniem się wielu paryżanek z oficerami niemieckimi. Zachowały się zdjęcia golenia „na łysą pałę” kobiet na ulicach Paryża przez ludowy wymiar sprawiedliwości. Lecz sprawiedliwość ludowa zaczęła działać dopiero wtedy, gdy było to już bezpieczne. Przez cztery lata nie działała.

I tu dochodzimy do kolejnego bólu sumienia Francuzów, który odbija się czkawką do dziś: do roli francuskiej policji. W Polsce działania granatowej policji były nadzorowane przez SS lub gestapo, ponieważ Niemcy nie mieli za grosz zaufania do Polaków. We Francji mieli. Pomoc w ludobójstwie na francuskiej ludności żydowskiej była dziełem francuskich policjantów, którzy dostarczali przypisane liczby Żydów do pociągów idących z Paryża na wschód. W czasie pobytu w Paryżu dwukrotnie przejeżdżałem przez przedmieście Drancy, gdzie mieścił się obóz koncentracyjny dla dzieci żydowskich. Ich rodziców policja już wysłała na śmierć, one czekały na swą kolej. W dzielnicy Montmartre, w której mieszkałem, stoi budynek Collége Roland Dorgélés, gimnazjum dla chłopców, a na jego ścianie wisi dziś skromna tablica głosząca, iż siedmiuset uczniów tej szkoły z 18. dzielnicy Paryża wysłały na śmierć reżim hitlerowski i rząd Vichy. Lecz to nie reżim hitlerowski, to francuska policja wygarniała z mieszkań 18. dzielnicy rodziny żydowskie wraz z dziećmi – prosto na śmierć. Tablicę wmurowano w 2003 roku. Przez poprzednie 60 lat sumienie nie bolało?

Mają i Polacy grzechy na sumieniu – nie darmo prezydent Wałęsa w Izraelu, a prezydent Kwaśniewski w Jedwabnem przepraszali w imieniu polskiego narodu. Lecz przepraszali za zbrodnie popełnione na Żydach przez indywidualnych Polaków, nie za zbrodnie systemowe, jakich dopuścili się na Żydach Francuzi. Tu tkwi różnica. Poza tym u nas kolaboracja z gestapo kończyła się zwykle wyrokiem sądu Państwa Podziemnego i kulką w łeb. Inaczej było w Paryżu. Tam najpierw poczucie śmieszności, potem winy, w połączeniu z utratą pierwszorzędnej roli mocarstwowej w świecie doprowadziły do niezwykłej drażliwości i karykaturalnego egocentryzmu Francuzów, przynajmniej tych „z górnej półki”. Nie próbujcie nigdy powiedzieć dygnitarzowi francuskiemu, iż w czasie, gdy paryżanie rozgrywali swe powstanie, w szeregach aliantów walczyło kilkakrotnie więcej Polaków niż Francuzów! Obrazi się śmiertelnie i nie uwierzy.

Przy Polach Elizejskich stoi pomnik generała de Gaulle’a, zamaszyście kroczącego w przyszłość. Na pomniku napis, którego kluczowe zdanie przytaczam w polskim tłumaczeniu: „Istnieje ścisły związek (…) między wielkością Francji a wolnością świata”.

Słoń a sprawa polska to małe piwo w porównaniu ze „słoniem i sprawą Francji”. Wyposażeni w znajomość kłopotliwych dla Francji faktów, bądźmy wyrozumiali, gdy następny francuski ignorant zrewolucjonizuje historię Polski lub gdy następny Napoleonida znacznie mniejszego niż de Gaulle formatu zechce się publicznie wypowiadać, stawiając Polskę do kąta.-

JERZY JASTRZĘBOWSKI