W Alei Zasłużonych

SIERPNIOWE KOSZMARY

W Alei Zasłużonych

1 sierpnia stałem, wystraszony kajtek, w piwnicy rodzinnego domu na warszawskiej Kolonii Staszica, patrząc, jak dwaj dorośli mężczyźni kują mur do piwnicy sąsiadów. Mieli przerąbać bezpieczny od ostrzału niemieckich snajperów podziemny korytarz wzdłuż naszego odcinka ulicy Filtrowej. Pamiętam dwa błyszczące od potu torsy herosów i zamachy kilofami: od prawego ramienia w lewo i w dół, od lewego ramienia w prawo i w dół. Od matki dowiedziałem się później, że mieli po 18 lat. Wątpliwe, czy przeżyli powstanie. W naszej dzielnicy było ono krótkie, lecz krwawe.

Następnego ranka do drzwi domu zapukał dowódca odcinka. Był w cywilnym ubraniu, lecz w czarnym berecie niczym od generała Maczka. Stałem w drzwiach, słuchając umawiającego się z domownikami, iż będą wpuszczali jego łączniczkę (harcerski mundurek, gruby warkocz, przejęte ważnością misji niebieskie oczy) tylko na hasło „Maryla” – imię mojej matki. To o takich jak owa łączniczka napisał później Jerzy Jurandot:

 

Dziewczyny są po to, by żyć w pełnym słońcu,

Jak kwiaty rozkwitać i cieszyć wzrok chłopców.

Nie po to, by wojną zatrute jak śmiercią,

Oddawać jej pierwszej swą miłość dziewczęcą.

Nie po to, by kroków na schodach w noc słuchać,

I gnić na Pawiaku i konać na Szucha.

A tyle ich było w katowniach SS:

Młodziutkich, bez jutra, milczących po kres.

 

Jeśli dostała się w ręce zbirów z rosyjsko-hitlerowskiej brygady RONA, pacyfikującej warszawską dzielnicę Ochota, mogła konać w budynku dzisiejszego Ministerstwa Środowiska przy ul. Wawelskiej, gdzie ronowcy urządzili sobie miejsce rozrywek seksualnych. Gdy pijani wracali z akcji, rozebrane do naga polskie dziewczęta splatały się w ludzki kłąb, z którego bandyci wyciągali ofiary za ręce, za nogi.

Dziś leżą pod brzozowymi krzyżami w ordynku jak pod sznur. Tłum warszawiaków odruchowo skieruje się ku nim, w prawo od głównej alei, za PRL przemianowanej na Aleję Zasłużonych. Ludzie nawet nie zauważą, iż mijają grobowce bohaterów z całkiem innego dramatu.

 

Górując nad dolinkami – powstańczą i katyńską – spoczywają w dostojnych grobowcach: poświadczony w źródłach historycznych agent NKWD Bolesław Bierut, poświadczony w źródłach historycznych agent Lenina i Trockiego, oficjalny zdrajca ojczyzny, Julian Marchlewski, poświadczony w źródłach historycznych agent Kominternu Karol Świerczewski, poświadczony w źródłach historycznych agent NKWD od 1939 roku Zenon Nowak („tak czy owak, Zenon Nowak”), wreszcie Władysław Gomułka, za którego kadencji ubeckie łobuzy skatowały krnąbrnego Stefana Kisielewskiego, w związku z czym złośliwcy dopisują do jego epitafium „krytyk literacki”. Leży w pobliżu generał Kazimierz Witaszewski, politruk wojskowy w okresie stalinowskim, wsławiony jako „Gazrurka”, i jego serdeczny przyjaciel, specjalista PPR od mokrej roboty, Julian Kole, późniejszy wiceminister finansów.

Grobowce Bieruta i Marchlewskiego są niemal niewidoczne, przesłonięto je bowiem dyskretną kurtyną z krzaków tui. Wokół cokołu Marchlewskiego zachował się jednak cytat z jego wiekopomnych przemyśleń na plebanii w Wyszkowie: „Służyć interesom narodu polskiego może tylko ten, kto służy intere …” – resztę cytatu zagłuszyły tuje i mech. Tych dwóch więc nie widać, natomiast grobowce Świerczewskiego, Nowaka, Gomułki, Władysława Wichy (szef bezpieki w latach sześćdziesiątych) kwitną w pełnym słońcu tuż obok i tuż ponad zagłębioną w dolince kwaterą żoliborskiego Zgrupowania AK „Żywiciel”.

 

Nie jest w polskim obyczaju wyrzucać truchła z grobów i grzebać je pod murem. Zauważmy, że właśnie pod murem, w odległej części cmentarza wojskowego, za PRL przemianowanego na komunalny, wegetuje symboliczny grobowiec z napisem: „Bohaterom i ofiarom terroru sowieckiego i służb bezpieczeństwa, 1939 – 1956”. Ci, którzy terror sprawowali, leżą w godniejszych kwaterach, w wyższej części cmentarza. Idzie się tam wzdłuż grobowców na wpół anonimowych podpułkowników, obowiązkowo odznaczanych „chlebowym” orderem Odrodzenia Polski. Brak na owych grobach wszelkiej wzmianki o resorcie, w którym położyli tak wielkie zasługi.

Ponieważ nie jest w polskim obyczaju przenoszenie szczątków ludzkich pod mur cmentarny, musimy się pogodzić z obecnością enkawudzistów i ubeków w sąsiedztwie bohaterów. Zważmy jednak, że tym sposobem odbywa się w naszych oczach zabór polskiej historii przez ideologię obcą nam i wrogą. Nowe pokolenia czerpią wiedzę historyczną z trzech głównie źródeł: z przekazów rodzinnych, ze szkoły wspartej uczonymi księgami historyków oraz z napisów na grobowcach naszych cmentarzy. To ostatnie źródło zostało zatrute. Obawiam się, iż w przyszłości również będziemy truci.

 

Nie życzę im bynajmniej nagłej śmierci, lecz gdy generałowie Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak u kresu życia poproszą o godne kwatery na cmentarzu bądź co bądź wojskowym, któż będzie miał serce im odmówić? Wszak to generalicja – z wieku im i urzędu ten zaszczyt należy. Generał Jaruzelski promowany jest przez niektórych jako człek zacny i zbawca ojczyzny techniką mniejszego zła, generał Kiszczak promowany jest jako człowiek honoru. Promotorom nie przeszkadza fakt, że obaj panowie znacznie wcześniej zostali wypromowani na swe urzędy przez generała Breżniewa i marszałka Greczkę. Obaj zostaną więc pochowani w paradnych grobowcach powyżej ubogich kwater powstańczych, a kompania Wojska Polskiego odda salwy honorowe nad szczątkami powstańców Warszawy na cześć mianowańców: wojskowego dyktatora-zbawcy ojczyzny i szefa bezpieki-człowieka honoru.

Gdy zaś po ten sam zaszczyt zgłosi się jakiś, na przykład, Jerzy Urban, dowodząc, że był wszak ministrem, członkiem wojskowego rządu Jaruzelskiego, koszmar dopełni się. Mam nadzieję, że będzie to koszmar Urbana, który jakoby miewa proroczy sen: na mój pogrzeb – mówi Urban – stawią się jedynie woźnica z koniem i grabarz. Lecz ja wiem, że na jego pogrzeb przyjdzie tłum ludzi spośród tych, którzy nie pojawią się za tydzień przy kwaterach powstańców z AK. –

JERZY JASTRZĘBOWSKI