Szaławiła, szwoleżer, historyk, pisarz

BIOGRAFIE

Marian Kamil Dziewanowski

Szaławiła, szwoleżer, historyk, pisarz

JERZY JASTRZĘBOWSKI

Bywają życiorysy niezwykłe. W „Pochwale szaleństwa”, tekście M. K. Dziewanowskiego, zamieszczonym w dodatku literackim do polonijnej „Gwiazdy Polarnej” w Chicago, czytamy:

„Wszyscy mamy słabości, które czasem przeradzają się w szaleństwa. Zwykle sądzimy, że prędzej czy później musimy za nie drogo zapłacić. Doświadczenia z czasów, gdy byłem oficerem kawalerii w kampanii wrześniowej i jeńcem pod okupacją sowiecką na Litwie, świadczą, że nawet szaleństwa mogą przynieść dobre rezultaty. I tak, na przykład, trzykrotnie mój snobizm, zamiłowanie do popisów, niemądra młodzieńcza brawura uratowały mi życie”.

Dziewanowski (praprabratanek słynnego kapitana Jana Nepomucena Dziewanowskiego spod Somosierry) urodził się w 1913 roku w Żytomierzu, w guberni kijowskiej. Szlify podporucznika otrzymał po Szkole Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu, wczesną służbę odbył w 1. Pułku Ułanów Krechowieckich. Ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim w 1937 r. i równolegle w Instytucie Francuskim w Warszawie. W latach 1937 – 1939 był korespondentem PAT-a w Berlinie. Jako szwoleżer 3. pułku we wrześniu 1939 r., ranny pod Białymstokiem (dwa Krzyże Walecznych za kampanię wrześniową), uciekł na Zachód przez Litwę. W latach 1941 – 42 był instruktorem w brytyjskim centrum szkolenia spadochroniarzy i komandosów sabotażu. Zdemobilizowany w 1947 roku, zrobił doktorat z historii w Uniwersytecie Harvarda w 1951 r., następnie wykładał historię Rosji na Uniwersytecie Bostońskim i – do przejścia na emeryturę w 1983 roku – historię Europy Środkowowschodniej na uniwersytecie stanowym Wisconsin w Milwaukee.

Prof. dr Piotr Wróbel, kierownik katedry historii Polski na uniwersytecie w Toronto, określa Dziewanowskiego jako „jednego z wybitniejszych współczesnych historyków polskich, specjalistę w zakresie historii XIX i XX wieku”. Prof. dr Roman Szporluk, dyrektor Ukraińskiego Instytutu Naukowego w Uniwersytecie Harvarda, wspomina pełne energii i swady wystąpienia Dziewanowskiego na wielu konferencjach naukowych w ubiegłych dekadach, które inspirowały badaczy młodszego pokolenia do studiów nad naszą częścią Europy.

Dziewanowski jest autorem fundamentalnej „A History of Soviet Russia and Its Aftermath” (Historia Rosji Sowieckiej i jej spadkobierców – pięć wydań, w tym jedno w Chinach, gdzie książka stała się uniwersyteckim podręcznikiem historii), największą wagę przywiązuje jednak do książki „War at Any Price. World War II in Europe” (Wojna za wszelką cenę. Druga wojna światowa w Europie). W przygotowaniu jest jej polskie tłumaczenie.

W ostatnich latach prof. Dziewanowski zaczął pisać książki popularnohistoryczne. Przeczytałem trzy: „Lord Wellington – pogromca Napoleona”, 1996; „Napoleon Bonaparte. Kochanek, polityk, mistrz propagandy”, 1998; „Aleksander I, car Rosji, król Polski”, 2000; wszystkie nakładem wrocławskiego wydawnictwa Atla.

Na temat Napoleona istnieje grubo ponad trzysta tysięcy pozycji bibliograficznych. Cóż można dodać?

Okazuje się, że można, jeśli pójść śladem Dziewanowskiego i przekopać się przez złoża starych wspomnień i listów, pozostawionych przez pozornie mało znaczących ludzi z otoczenia cesarza: pokojowców, oficerów straży, zwłaszcza zaś lekarzy. Napoleon obdarzony był żelazną siłą woli, natomiast ciało miał przeżarte chorobami: malarią, żółtaczką, padaczką, chorobą żołądka i złośliwą egzemą dłoni. A i to nie wszystko.

Otwieram książkę o Napoleonie na stronie 140: „Ze wszystkich chorób Napoleona, najbardziej uciążliwa była ta, o której żaden z jego XIX-wiecznych biografów nie odważył się pisać otwarcie. Wielu z nich wspominało tylko mimochodem, że miał on poważne trudności z wypróżnianiem pęcherza. Jego przyboczny lokaj Constant wspomina częste przerwy w podróżach, gdy Napoleon zsiadał z konia dla załatwienia swych naturalnych potrzeb, zwłaszcza przewlekłego oddawania moczu. Wówczas jego eskorta otaczała go kołem, odwracając się doń tyłem i czekając na znak swego pana, że ukończył on czynności. Dopiero w 1992 doktor medycyny Jean-Francois Lemaitre szczegółowo zanalizował objawy: mocz bywał często pomieszany z krwią i ropą. Zdaniem Lemaitre’a, Napoleon cierpiał na niezaleczoną rzeżączkę. Dała mu się ona we znaki wielokrotnie, zwłaszcza w dwóch decydujących momentach kariery: w przededniu bitwy pod Borodino, a po raz drugi w dzień bitwy pod Waterloo.”

W 1969 roku, dwieście lat po urodzinach Napoleona, pytałem majora Ludwika Ferensteina, niegdyś podkomendnego mojego dziadka w 1. Pułku Ułanów czasu wojny bolszewickiej: co robił ułan, gdy musiał się wysikać w czasie wielogodzinnego forsownego marszu? Ku mojemu zdziwieniu, major potraktował pytanie nie jako żart, lecz jako poważny problem.

Szaleństwem byłoby, mówił Ferenstein, aby szwadron zatrzymywał się w marszu za każdym razem, gdy któryś z ułanów chce sikać. Ułan rozpinał spodnie w siodle i kierował strumień moczu na lewą przednią łopatkę konia, który był do takiego prysznica przyzwyczajony. Mocz spływał po nodze konia na ziemię. Dlaczego na lewą? W oczach majora grały iskierki śmiechu: nie ze względu na szczegół anatomiczny, o którym panowie myślą. Po prostu w dawnych czasach na prawej przedniej łopatce konia ułan miał olstro z pistoletem. Według starej tradycji, sięgającej czasów przednapoleońskich, nie wolno więc było siusiać na prawo.

Większość czytelników wie, iż książę Adam Czartoryski, reprezentujący prorosyjską linię polityczną, zajmował ważną pozycję u boku młodego carewicza, później cara Aleksandra I, na petersburskim dworze. Jak ważną?

Dziewanowski pisze, że pierworodna córka Elżbiety, małżonki carewicza Aleksandra, została prawdopodobnie spłodzona z Czartoryskim. Gwarancji nie ma, bo nie było wówczas testów DNA, lecz prawdopodobieństwo jest bardzo wysokie. Carewicz nie czuł pociągu do żony, którą poślubił, gdy miał 16 lat, natomiast ojciec, beznosy car Paweł, przykazał mu, iż ma wyrwać Elżbietę z lesbijskiego stosunku z damą dworu Barbarą Gołowinową. Podobno Aleksander zachęcał swego przyjaciela Czartoryskiego do czynu. Ten przyjął to jako rozkaz przyszłego monarchy. Po pierwszej schadzce z polskim księciem, Elżbieta pobiegła, by usprawiedliwić się przed Barbarą. Lecz wkrótce natura wzięła górę. Oddaję głos Dziewanowskiemu:

„18 maja 1799 roku Elżbieta powiła córkę uderzająco podobną do Czartoryskiego; śniada dziewczynka miała bowiem jego czarne włosy i ciemne oczy. Car Paweł, którego poproszono, by został ojcem chrzestnym dziecka, po ceremonii zagadnął drwiąco młodą matkę:

– Madame, zechciej mi łaskawie wyjaśnić, jak z dwojga jasnowłosych rodziców może się zrodzić ciemnowłose dziecko?

Elżbieta chwilowo zaniemówiła, a w końcu wykrztusiła:

– Sire, Bóg jest wszechmogący…

Paweł wpadł w furię (…)

– Nie brak nam bękartów w rodzinie Romanowów, ale dotychczas przynajmniej wszystkie były rosyjskie!”

Car początkowo groził, iż ześle Czartoryskiego na Sybir, skończyło się jednak „zesłaniem w ambasadory” – do Turynu, ówczesnej stolicy Królestwa Sardynii. Dopiero po śmierci Pawła książę wrócił do Petersburga i wkrótce został mianowany ministrem spraw zagranicznych Rosji.

Córeczka, ochrzczona jako Maria, zmarła po kilku miesiącach. Szkoda. Czartoryscy mogliby się dziś szczycić, że ich przodek dał początek genetycznie polskiej gałęzi posępnego rodu Romanowów.

Do zapoznania się z książkami profesora Dziewanowskiego zachęcam nawet czytelników, którzy sądzą, historię Polski, Francji, Rosji mają w małym palcu. Przekonają się, że zawsze jest jeszcze coś do odkrycia.

 

PS Dla wrocławskiego wydawnictwa Atla brawa za inicjatywę, lecz pretensje za fatalną korektę. Dawno nie widziałem tylu błędów w druku. A to, co wydawnictwo zrobiło z pisownią niektórych francuskich słów, przekracza granice tolerancji. Piękne słowo maitresse (metresa, oficjalna kochanka), wydrukowane jako metraisse?! Dziewanowski zna francuski równie dobrze, jak polski, rosyjski i angielski. Wątroba musi go boleć, gdy widzi taką pisownię.